Fotografowie nie od dziś dyskutują na temat plusów i minusów obecności Księżyca podczas wykonywania zdjęć zorzy polarnej. Jedni uważają, że powinno go nie być, bo białe światło zakłóca obserwację. Inni par contre – Łysy nie przeszkadza, a nawet pomaga, bo doświetla to co na dole i dzięki temu zdjęcie jest ciekawsze. Będąc dalekim od teoretyzowania, postanowiłem sprawdzić rzecz organoleptycznie. I już wiem: też jestem par contre. Księżyc i Aurora świetnie się dogadują. I nie ma mowy o zagłuszaniu tej drugiej przez ten pierwszy – nocne zdjęcia robiło się przednio, chociaż na Lofotach trafiliśmy akurat na Księżyc w wersji „super”:
Powyższe zdjęcie to jedyne w tym wpisie, które nie powstało w nocy. Zrobiłem je skoro świt, dając uprzednio po hamulcach na widok Łysego w pełnej krasie, uciekającego za górę.
Przy takim Księżycu można fotografować po zmroku niezależnie od zorzy – szczególnie zimowe pejzaże rozjaśnione przez śnieg:
Ciemność sprawia, że chmury ładnie rozmywają się bez konieczności nakładania filtrów, a zimne światło nadaje światu niesamowitą, odrealnioną postać:
Nawet samotny domek wygląda na… jeszcze bardziej samotny:
A zorza? Cóż, najsłabsze świecą zwykle nikłą kreseczką na północy, a tam Księżyca nie ma. Co ciekawe, kiedy zorza jest naprawdę słaba, wygląda jak biała smuga i można ją łatwo pomylić z chmurą lub śladem samolotu. Trzeba wtedy zrobić zdjęcie – aparat widzi więcej i na wyświetlaczu nieoczekiwanie może się pojawić zielona kreska:
Zdarzały mi się też pomyłki w drugą stronę. Solidną białą linię brałem za światła północy, a po zrobieniu zdjęcia nadal pozostawała biała…
Za to gdy zorza polarna się rozkręci to wątpliwości już nie ma żadnych:
Na niebie robi się zielono, a spektakularny taniec świateł wprawia w osłupienie:
Aurora szaleje, a Księżyc grzecznie podświetla góry:
Czasami trochę przyblednie, staje się bardziej subtelna:
A potem znowu przywali:
I to tak, że w jej obserwacji nie są w stanie przeszkodzić światła miejscowości poniżej:
Ciekawe mogą też być obserwacje… obserwatorów zorzy. Na przykład pod powyższą grupa azjatyckich turystów tańczyła, skakała i robiła sobie selfies komórkami.
Podczas dwóch tygodni na Lofotach zorza pojawiała się ze zmiennym szczęściem. Pierwszego mogliśmy ją obserwować kilka razy. Drugiego też była, tyle że… nad chmurami. A następna okazja do obserwacji już za rok 🙂