Badlands to nazwa suchych obszarów porytych erozyjnymi mikrowąwozami i do niczego nieprzydatnych. Nie da się tu budować domów, uprawiać pól, hodować zwierząt, budować ośrodków turystycznych. Totalna kicha. No, może nie dla każdego. Na przykład fotografowie mogą w takich dziwnych miejscach łapać swoją wenę.
Na „złe ziemie” można trafić nie tylko na pustkowiach Azji czy Ameryki Północnej, ale też – o dziwo – na zatłoczonym Starym Kontynencie. Na przykład w Andaluzji, w okolicach miasta Guadix.
Już widok z okna w pokoju hotelowym może dawać do myślenia:
Skały wyrastające bezpośrednio za miastem to miękki tuf, w którym mieszkańcy – podobnie jak w Kapadocji – wyryli sobie całkiem wygodne apartamenty. Można je łatwo znaleźć po białych kominach wyrastających ni stąd ni zowąd na środku wzgórza (choć ten zdobi akurat zwykły budynek):
Ciekawsze są jednak okolice miasta. Co prawda to nie takie hardkorowe badlands jak np. w Dakocie, bo z łąkami i uprawami, ale i tak jest tu co robić. Początkowo droga prowadzi wyżyną, wśród przyjemnych pól migdałowców:
Potem zaczyna się zjazd do wąwozu:
A w wąwozie widoki zaczynają przypominać te z westernów:
Po zachodzie słońca można popędzić do hotelu na zasłużoną kolację albo jeszcze trochę poczekać aż chmury zaczną się wybarwiać:
Najbardziej pocztówkowym ujęciem w okolicach Guadix jest widok zamku Calahorra na tle szczytów Sierra Nevada. Najczęściej fotografuje się go w przybliżeniu, z ośnieżonymi górami w tle. Ale jak nie ma śniegu, a góry chowają się w chmurach to też można sobie poradzić:
Guadix miałem przyjemność odwiedzić jesienią ubiegłego roku, a po raz drugi wybieram się tam w październiku. Szczegóły wkrótce 🙂
2 odpowiedzi na “Złe (albo i nie) ziemie”
Nazywanie tak pięknych miejsc “złymi ziemiami” aż kłóci się z ich wyglądem 🙂
Dla miłośników pięknych widoków to są całkiem dobre ziemie 🙂