Kiedyś byłem zafiksowany na górze Chan Tengri (7010 m n.p.m.) w Tien-Szanie. Koniecznie chciałem na nią wejść. Jest to jeden z najpiękniejszych szczytów świata – wygląda jak piramida, podobnie jak Alpamayo w Andach, K2 w Karakorum, czy Shivling w Himalajach. Jego nazwę tłumaczy się jako Władca Duchów albo Pan Nieba. Na szczęście nie udało mi się urzeczywistnić tych planów – moje wysokogórskie kompetencje są jednak trochę za niskie i różnie by się to mogło skończyć…
Chan Tengri ma też inne zalety: dzięki dużej wysokości względnej (bezwzględnej w sumie też) widać go z daleka, a nawet z bardzo daleka. Podczas fotowyprawy do Kazachstanu udało mi się wymusić na biednych kontrahentach wjazd na trzytysięczną przełęcz na wschód słońca. Musieliśmy wstać ciemną nocą i kilka godzin telepać się po wertepach. Miałem duszę na ramieniu: gdyby pogoda nie dopisała, odbyłby się tu zapewne publiczny lincz. Na szczęście dopisała, a gdy wzeszło słońce, ukazała się naszym oczom olśniewająca panorama Tien-Szanu. Władca Duchów też na niej jest: biały trójkąt widać mniej więcej w prawym górnym mocnym punkcie kadru. Jest taki mały, bo odległość od mojego supertele wynosiła… dokładnie 125 km. Trudno w to uwierzyć, ale przejrzystość powietrza w górach wysokich umożliwia takie obserwacje.