Z tym Światłem to bywa różnie. Czasami czeka się tydzień i… pojawia się ostatniego dnia. Albo wcale. Albo od razu pierwszego dnia, żeby rozbudzić apetyty. Tak jak na zdjęciu z Senji, zrobionym rok temu. Pierwszego dnia mieliśmy takie warunki, że pędem objeżdżaliśmy najlepsze miejscówki, żeby zdążyć je uwiecznić. A potem przez kilka dni był huragan, który zaciekle trząsł naszym domkiem. A potem znowu było fajnie, bo nawaliło śniegu i wszystko wyglądało jak w skandynawskim eposie. Szczególnie nocą, kiedy biel dodatkowo się zazieleniała:
Takie szaleństwa na Senji i Lofotach czekają nas już niedługo. A tymczasem życzę wszystkim dobrego Światła i wytrwałości w jego tropieniu!