Tradycyjnie pod koniec roku garść wspomnień z wyjazdów w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Trochę tego było, choć początek roku był dość stacjonarny, jeśli nie liczyć krótkich wypadów (m.in. na targi ITB do Berlina). Zaczęło się w czerwcu, od krótkiego, ale bardzo udanego pleneru w Parku Narodowym Ujście Warty. Super ekipa, tropikalna pogoda i majestatyczne zachody słońca – pewnie jeszcze tam wrócimy:
Tydzień przerwy i fotowyprawa w Dolomity i do Wenecji. W tych pierwszych pogoda była zadziwiająco niedolomitowa (dużo lało), a słońce wyszło ostatniego dnia:
W Wenecji jednak było zupełnie po wenecku, czyli słonecznie, upalnie i kolorowo:
Znowu tydzień przerwy i przeskok na drugi koniec świata, czyli do Indochin. W ramach pascalowej delegacji odwiedziliśmy Tajlandię, Kambodżę i Laos. Była pora „tużprzedmonsunowa”, więc mogłem liczyć na dobre światło (równie dobre jest krótko po monsunie, właśnie dlatego jesienią wybieramy się do Laosu na fotowyprawę). Zdjęcie zrobione pierwszego dnia w Bangkoku, gdzie z rozrzewnieniem wspominałem umiarkowane weneckie temperatury…
Potem były wakacje, a w wakacje jak wiadomo najlepiej siedzieć w domu. Jedynym wyjątkiem był wypad do Turcji, dokąd dobry tatuś zabrał grzeczne dzieci. Środek sezonu, więc było gorąco jak w Tajlandii…
Na fotowyprawie w Gruzji (wrzesień) było wyraźnie chłodniej, szczególnie na Kaukazie, u stóp pięciotysięcznego muru Szchary:
Tendencja spadku temperatury utrzymywała się dalej. W październiku w Bawarii było już bardzo jesiennie (na szczęście dotyczyło to też wspaniałego światła):
Ale to jeszcze nie koniec wygrzewania starych kości. Na Saharze nawet w listopadzie jest ciepło i przyjemnie, z czego skorzystaliśmy podczas trzeciej już fotowyprawy do Maroka. W to miejsce zawsze będę chętnie wracał – w końcu tu wszystko się zaczęło (w czasach prehistorycznych, czyli cztery lata temu):
Celem ostatniej fotowyprawy w roku była Szkocja – kraj baranów i tęczy:
Tu oczywiście upałów nie było. Specjalnych chłodów też nie – w końcu Golfsztrom jeszcze zupełnie nie wykitował. Za to było mokro: do tego stopnia, że niektórym siadały uszczelnione aparaty (mój dzielnie wytrzymał, oczywiście dzięki jakości wykonania, a nie dlatego, że w największą ulewę zostawiłem go w autobusie… ).
Wszystkim Czytelnikom życzę w Nowym Roku wspaniałych podróży – niekoniecznie na koniec świata – i bezpiecznych powrotów.