Jaki jest sposób na wyjazd rodzinny i zarazem fotograficzny? Zabrać aparat z prawie rozładowaną baterią. To zmusza człowieka do robienia tylko najbardziej koniecznych zdjęć i skutecznie ogranicza czas wykrzywiania się przy statywie (choć muszę przyznać, że pytań „Tata, kiedy skończysz?” już prawie nie ma – widocznie do wszystkiego można się przyzwyczaić).
Na początek ferii wybraliśmy się do Torunia. Miałem w planie zrobienie kilku zdjęć, w tym panoramy miasta zza rzeki. Jako że był to wyjazd rodzinny, należało koniecznie odwiedzić psa Filusia (zdjęcie na górze), znanego z przekrojowych rysunków o Profesorze Filutku (ich autorem był torunianin Zbigniew Lengren).
Podróżując z dziećmi można robić różne fajne rzeczy, na przykład usmażyć głowę córki na patelni:
… podziwiać pierwsze kroki wspinaczkowe syna:
… albo namówić go na straszenie gołębi (w końcu trzeba dawać dobry przykład 🙂 ):
Oprócz planetarium (gdzie dowiedzieliśmy się, że koniec już za kilka miliardów lat) i Młyna Wiedzy (gdzie w dziale poświęconym słuchowi nagrałem własną wersję Iron Mana Black Sabbath) obowiązkowym punktem programu był krzyżacki zamek, a w zasadzie jego żałosne resztki. Po ataku rozsierdzonych mieszczan w całości zachowało się jedynie gdanisko, czyli wieża-WC:
Wiedzie do niej taka sympatyczna Kibelstrasse (czyli tunel nad ulicą, widoczny na poprzednim zdjęciu):
Wieczorem wybraliśmy się na punkt widokowy, reklamowany jako jeden z cudów Polski. Normalnie można tam dojechać samochodem, ale teraz było z atrakcjami. Jedyna droga dojazdowa była rozkopana i trzeba było zaatakować dróżką z boku, przez krzaki. Pani z pobliskiego kempingu mówiła zachęcająco, że można spróbować autem, ale po pierwsze stał znak zakazu (a po chwili pojawiła się straż miejska), a po drugie – sto metrów za kempingiem droga zamieniała się w coś, co można byłoby pokonać najwyżej konno albo na motocyklu enduro. Za to po dotarciu do rzeki załapałem się na przyjemny zachód słońca:
Wygląda na zdjęcie zrobione w nadwiślańskiej dziczy, tymczasem jest to prawie centrum Torunia…
Po zachodzie akurat wystarczyło czasu żeby dotrzeć na punkt widokowy o odpowiedniej porze:
Do Torunia zawsze jeżdżę z przyjemnością i mam z nim same miłe wspomnienia. Ale żeby nie było – konkurencyjna Bydgoszcz też jest fajna. Trzeba pomyśleć o jakiejś wyprawie na resztkach baterii…
8 odpowiedzi na “Na resztkach baterii”
Byłeś w Toruniu i nie uprzedziłeś?
Spotkalibyśmy się, ech…
W Toruniu to ja często bywam. Pewnie będzie niejedna okazja 🙂
Trzymam za słowo! Czuj się zaproszony 🙂
I zajrzyj czasem do mojej galerii. Lubię wstawiać zdjęcia z Torunia 🙂
http://www.dfv.pl/gallery/members/wzrokowiec.html
Czuję się zaproszony 🙂 Zdjęcia też obejrzałem – super! Na przykład to z bańką. Ja na rynku polowałem na gołębie, ale nie miałem tyle cierpliwości…
Dzięki 🙂
“nagrałem własną wersję Iron Mana Black Sabbath” – to może wrzucisz jakiś link na YouTube?? W końcu usłyszymy tego pankrockowca 🙂
Pani z obsługi po chwili skasowała moje dzieło 🙁