… tak tłumaczy się nazwę Burkina Faso (dawnej Górnej Wolty). To ostatni z trzech krajów Afryki Zachodniej, które odwiedziłem w czasach zenitowo-slajdowych. Wjechaliśmy tu togijskim minibusem, a towarzyszył nam dziwny osobnik z czarną teczką, który podawał się za ministra uciekającego z Kongo. Był na tyle przekonywujący, że pożyczyliśmy mu sporą kasę (równowartość 20 dolarów), a później szukaliśmy go po całym Wagadugu, żeby oddał (jak go w końcu znaleźliśmy to rozłożył ręce i powtarzał „me no money, me no money” – ale nie odpuściliśmy i musiał się zapożyczyć).
Samo Wagadugu, czyli stolica kraju, nie zrobiła na nas wielkiego wrażenia. Odwiedziliśmy tu m.in. dywanikową manufakturę:
Dokładniej ujmując, zostaliśmy tam zaciągnięci z obietnicą, że „tylko popatrzeć i nic nie musicie kupować”. Kiedy na końcu faktycznie okazało się, że nie mam zamiaru nic kupić, zostałem wyzwany od rasistów i zrobiło mi się przykro. Mogłem to olać, ale niestety było to zabronione:
Moim marzeniem było odwiedzenie Gorom Gorom – najsłynniejszego targowiska na obrzeżach Sahary. Co tydzień ściągają tu przedstawiciele wszelkich okolicznych plemion, m.in. Fulanie, uważani za najlepszych pasterzy bydła na świecie. Podobno niektórzy mają po kilkaset krów i każdej nadają imię. A gdy potem wołają ją po imieniu, krowa przychodzi. Kobiety Fulan słyną z pięknych strojów, niestety nie lubią być fotografowane i trzeba to uszanować (problem jest też z szerszymi pejzażami i trzeba je wykonywać z biodra):
Do Gorom Gorom dojechaliśmy na przyczepie ciężarówki. Było tam mnóstwo czymś wypełnionych worków, a na nich siedzieliśmy my i miejscowi. Obok mnie na przykład podróżowało dziecko, które z każdym podskokiem pojazdu na wyboju coraz bardziej zapadało się między worki, niczym tonący w bagnie. Znosiło to z godnym podziwu spokojem – widać do wszystkiego można się przyzwyczaić. Zaczęło płakać dopiero wtedy, kiedy spomiędzy worków wystawała już tylko głowa.
Na trasie do Gorom Gorom mija się miejscowość Bani, nad którą stoi zgrupowanie pięknych glinianych meczetów, wyglądających na przynajmniej tysiącletnie (w rzeczywistości zbudowano je dwie dekady wcześniej). Postanowiliśmy je odwiedzić, ale nie było to proste. Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu (wynajętego na tę okoliczność w sąsiednim mieście), zaatakował nas oddział tubylców w wieku od 3 do 10 lat. Szybko osiągnęli przewagę, coraz poważniej zagrażając naszym kieszeniom. Nie pomagały krzyki, opędzania się i groźne miny. Sprawę załatwiło dopiero przybycie posiłków w postaci poniższego dżentelmena:
Kilka okrzyków i ciosów kijem i po dwóch sekundach napastnicy uciekli, a my zyskaliśmy przewodnika. Same meczety prezentowały się rewelacyjnie, szczególnie w promieniach zachodzącego słońca:
Łącznie jest ich siedem i ponoć z lotu ptaka odzwierciedlają kształt modlącego się człowieka.
Bardziej typowy dla Sahelu meczet (z końca XIX w.) stoi w Bobo Dioulasso, drugim największym mieście w kraju:
Z Bobo jest już niedaleko do krawędzi skalnej Banfora, znanej z niezwykłych formacji skalnych:
W tych stronach odwiedziliśmy też targowisko, na którym przeżyłem historię niczym z horroru Hitchcocka (choć początkowo wszystko wyglądało niewinnie):
Zrobiłem zdjęcie – taki zwykły, ogólny plan. Nawet nie zdążyłem oderwać oka od wizjera, gdy poczułem stalowy uścisk na ramionach i jakaś nieokiełznana siła zaczęła mną trząść na wszystkie strony. To była jedna z handlujących pań: potężna madame, która uznała, że zrobiłem jej zdjęcie bez pozwolenia i teraz postanowiła mnie ukarać. Na nic zdały się tłumaczenia (prawdziwe), że nawet jej nie widziałem. Nie wiem jak by się to skończyło, gdyby w sukurs nie przyszło mi czterech miejscowych mężczyzn (mniej więcej mojej postury, więc siły były wyrównane). Po krótkiej, acz zaciętej walce zostałem uwolniony i mogłem spokojnie się wytłumaczyć. Z przyczyn oczywistych opisu tego wydarzenia nie mogę zilustrować portretem madame 🙂
2 odpowiedzi na “Kraj ludzi nieskazitelnych…”
Podziwiam za odwagę, bo sama nie wiem czy zdecydowałabym się na podróż do takich miejsc. Jednak marketing jakie tworzą media sprawiają, że przedstawiają takie miejsca w złym świetle a szkoda bo odmienna kultura niesamowicie interesuje 🙂 Pozdrawiam
Czasami faktycznie warto sobie odpuścić. Np. ostatnio głośno było o eboli w tamtych stronach. Ale w stabilnej sytuacji epidemiologicznej i politycznej można tam jeździć w miarę bezpiecznie.