Tegoroczne warsztaty fotograficzne na rogalińskich łęgach stały pod znakiem syberyjskiego mrozu i dużego nasłonecznienia (jedno z drugim zwykle idzie w parze). Było zimniej niż kilka tygodni wcześniej na Lofotach, za Kołem Podbiegunowym. Było też mokro: nigdy wcześniej nie trafiliśmy na takie ilości wody (pod warstwą lodu, niestety zbyt cienką żeby mogła utrzymać fotografa). Łęgi mają to do siebie, że Warta czasem je zalewa, czyniąc mniej lub bardziej niedostępnymi. I tak mieliśmy szczęście, bo wcześniej wody było jeszcze więcej. Mimo zalanych mostów udało mi się znaleźć przejście „suchą nogą” do wszystkich najważniejszych skupisk drzew (choć zabawy w tym labiryncie miałem co niemiara).
Fotografowaliśmy wczesnym rankiem i o zachodzie słońca, żeby wykorzystać najlepsze światło tego pięknego weekendu:
Dostojne nadwarciańskie dęby to prawdziwy cud natury – należy je fotografować z pokorą i szacunkiem:
Zamykający łąki od północy las też potrafi ciekawie wyglądać – w ukośnym świetle poranka z ciemnej czeluści wyłaniają się Entowie (albo co kto tam sobie wymyśli):
Tuż przed zachodem słońca dęby nabierają ciepłych barw:
A po zachodzie stają się czarne jak smoła. Tego poniżej nazwałem Orłowilkiem. Jego skrzydła z roku na rok są coraz mniejsze, więc pewnie w końcu zamieni się w Wilka…
Dla urozmaicenia pleneru zrobiliśmy wypad do Lecha Browarów Wielkopolski. Najciekawszym obiektem fotograficznym (i zresztą jedynym gdzie wolno robić zdjęcia) jest warzelnia. Można tu strzelać „zza winkla”…
… albo bawić się w abstrakcje (tylko bez skojarzeń) 😉
Na pożegnanie wstąpiliśmy do pałacu w Rogalinie, wznoszącego się na wysokim brzegu doliny Warty, dokładnie nad łęgami. Najbardziej imponującym pomieszczeniem jest tu biblioteka, z krętymi schodkami na antresolę:
Już cztery razy organizowaliśmy warsztaty fotograficzne w Rogalinie i za każdym razem dęby wyglądały inaczej. To jedna ze składowych magii tego miejsca…