Pierwszego dnia lało. Niby już nie powinno, ale ocieplenie klimatu, anomalia pogodowe i tak dalej. W namiotach byliśmy cali mokrzy.
Drugiego dnia już nie lało. A przynajmniej nie zlało nas. Po całym dniu spędzonym w górach rozsiedliśmy się w namiocie-kuchni i usłyszeliśmy bębnienie deszczu o materiał. Nie padało, ale widoków nie było, a przynajmniej nie takich, o jakie nam chodziło.
Przez dwa dni Cordillera Huayhuash pokazywała nam gdzie jest nasze miejsce. Trzeciego dnia o świcie (a wcześniej w nocy) dostąpiliśmy zaszczytu zobaczenia gór znanych dotąd tylko z książek i bohaterskich opowieści.
Poznajcie Czterech Króli Huayhuash. Pierwszy z lewej to Siula Grande (6344 m n.p.m.). Czytał ktoś Dotknięcie Pustki? To właśnie arena tej opowieści, tyle że akcja działa się po drugiej stronie.
Drugi to najwyższy szczyt tego pasma i drugi co do wysokości w Peru: Nevado Yerupajá (6635 m n.p.m.). Miejscowi mówią na niego El Carnicero (Rzeźnik). Na szczęście nie odnosi się to do dramatycznej historii, a do grani szczytowej, przypominającej nóż. Pierwszego wejścia dokonano w 1950 r., czyli wtedy, kiedy zdobyta została Annapurna, pierwszy ośmiotysięcznik.
Dalej na prawo wznosi się Yerupajá Chico (Mała Yerupajá; 6121 m n.p.m.), po raz pierwszy zdobyty przez Reinholda Messnera i Petera Habelera w 1968 r.
Ostatni z prawej to Jirishanca (6126 m n.p.m.), jeden z najtrudniejszych do zdobycia szczytów w Andach. Pierwszego wejścia dokonano w 1957 r., a drogę ówczesnych zdobywców powtórzono dotąd tylko raz.
Do wyprawy w Andy będę jeszcze wracał, bo był to piękny, trudny i bardzo satysfakcjonujący wyjazd…