Przedostanie się z Limy w głąb kraju wiąże się z pewnymi niedogodnościami. Istnieje kilka opcji i każda ma swoje wady. Można polecieć samolotem, ale dużo to kosztuje i nic się nie widzi. Można pojechać na wschód (autobusem albo pociągiem Malinowskiego), tyle że to trawers Andów. Wysokość zdobywa się z takim tempie, że może odpaść głowa. Trzecia opcja to przejazd nocnym autobusem do Arequipy. Tu są dwie podopcje: zwykły autobus, który zabiera wiecej ludzi niż ma miejsc, zatrzymuje się tak często, że bardziej stoi niż jedzie, a w cenie ma takie atrakcje jak zbrojne napady w środku nocy (no dobra, te ostatnie są dodatkowo płatne – płaci się wszystkim co się ma). Druga podopcja to Krzyż Południa. Tak się nazywa jeden z najbardziej wypasionych przewoźników autobusowych w Ameryce Południowej (Cruz del Sur). Pojazdy mają standard wyższy od tureckich (a to już coś!), a siedzenia można rozłożyć tak, że prawie przypominają łóżka. Do tego w cenie dwa posiłki, gra w bingo (można wygrać bilet powrotny) oraz TV z filmami o potworach atakujących Ziemię. Taki właśnie autobus sobie fundnęliśmy. Przejazd trwał 16 godzin, czyli wiecej niż przelot z Europy do Ameryki, ale dlużył się zdecydowanie mniej.
Na zdjęciu reminiscencja z Limy: jedna z dwóch pięknych fotomodelek, które pozowały na tarasie naszego hotelu).
Kategorie
3 odpowiedzi na “Z Limy do Arequipy”
Papuga :*
(Bidzi bidzi) 😀
i jak pięknie przez ramię pozuje 🙂
😀