Machu Picchu nie trzeba nikomu przedstawiać. Jeden z siedmiu nowych cudów świata to obowiązkowy punkt każdej wycieczki po Peru. Wiążą się z tym miliony zwiedzających i coraz większe ograniczenia, którym są poddawani. Na przykład trzy lata temu mogłem robić zdjęcia ze statywem, a teraz już mi go zabrali. Istnieje dzienny limit zwiedzających i podobno ma być drastycznie zmniejszony. Nie można zabierać ze sobą jedzenia (a zwiedzanie trochę trwa). Pociąg do Aguas Calientes (miasteczka u stóp góry) kosztuje fortunę i wolno zabierać tylko podręczny bagaż. Od tego ostatniego przepisu są jednak odstępstwa, czego przykładem była nasza grupa. Poprzedniego dnia wieczorem zrobiłem dziką akcję w PeruRail i tuż przed wyruszeniem na dworzec dostałem mail z informacją, że będziemy mile widziani z całym bagażem. Ale sądząc po procedurze, jaką musiałem później przejść, takie przypadki nie są za częste.
Ostatnia niedogodność to dostanie się do ruin na wschód słońca. Wszyscy o tym marzą, dlatego jeszcze po ciemku na ulicy, z której ruszają autobusy, tworzy się tasiemcowa kolejka. Trzeba jednak przyznać, że transport jest bardzo sprawny: autobusy kursują bez przerwy i każdy, kto wcześnie wstanie, ma szansę znaleźć się o świcie w andyjskim raju.
A tu mgła…
Podobno prawie zawsze. Ale w końcu coraz mniejsza…
Powoli odsłaniają się doliny:
Wyłania się Cerro Machu Picchu (choć mało kto to dostrzega, bo jest z tyłu, a wszyscy patrzą na ruiny):
W końcu słońce dociera do punktu widokowego…
… a pierwsze przebłyski zaczynają oświetlać samo miasto Inków:
I w końcu robi się „lampa”, czyli pogoda pocztówkowa:
Po napatrzeniu się na Machu Picchu (i wyeksplorowaniu samych ruin) można zrobić sobie górskie spacery. Niebanalny widok na cały kompleks rozciąga się z Bramy Inków:
Jasna plama w środku to Machu Picchu, a poniżej wije się droga, którą podjeżdżają autobusy.
Inna opcja to wycieczka do inkaskiego mostu. Most to kilka desek przerzuconych między kamiennymi ścianami, za to prawdziwą atrakcją jest dojście: ścieżką wśród gęstej roślinności, na skraju przepaści:
Między ruinami można spotkać futrzaste fotomodelki:
Trzeba im oddać, że swoją rolę wypełniają znakomicie i do zdjęć pozują ze stoickim spokojem:
Machu Picchu to rzeczywiście andyjski raj. Nieduża wysokość (ok. 2100–2400 m n.p.m.) sprawia, że oddycha się tu łatwiej niż w Cusco, czy nad Titicaca, a wpełzająca na góry dżungla sprawia, że można się poczuć jak w przedsionku Amazonii.
O Amazonii będzie wkrótce…