… chociaż nie wszędzie. Nawet w Wielkopolsce, raczej mało górzystej, znajdują się różne przyjemne wypukłości, jak np. Francuskie Góry, czy, za przeproszeniem, Góry Kobyleckie. Te pierwsze to łańcuch piaszczysto-sosnowych wydm na obrzeżach Puszczy Noteckiej, niedaleko Sierakowa. Nazwa pochodzi od opowieści o sunących na Moskwę wojskach napoleońskich, które nie mogły przepchać tędy swoich armat. Ponoć miejscowi chłopi pomogli im, robiąc wykopy i wykładając je belkami. Puszcza Notecka jest sucha i piaszczysta nie tylko w tym miejscu, dlatego czasami wybuchają tu pożary. Najbardziej znany był ten w 1992 r., kiedy przecinającą las linią kolejową przejechał pociąg z zatartą osią, wzniecając ogień na gigantycznym obszarze (drugi największy pożar lasu w Polsce po II wojny światowej). Akcja strażacka na wiele się nie zdała – pewnie spłonąłby cały las, gdyby nie gwałtowna ulewa po kilku godzinach, która uporała się z ogniem w kwadrans. Dwa lata później na półpustynnym pożarzysku samotnie wykonywałem prace geodezyjne. To był afrykański lipiec 1994 r. – ponad 40°C, zero cienia i katorżnik Adamczak wykopujący z ziemi trzystukilogramowe słupy oddziałowe. Spałem wtedy w blaszanym (!) baraku w wiosce Miały na końcu świata, a wieczorami stołowałem się w lokalnej restauracji Borowik, odwiedzanej przez kwiat miejscowej młodzieży, spośród której co rusz ktoś chciał wychodzić ze mną „na solo”. To były czasy…
Ostatnio wróciłem w te strony z moim przyjacielem i webmasterem w jednej osobie. Tym razem wyjazd był znacznie bardziej lajtowy – pojechaliśmy pobyczyć się nad jeziorkami w Sierakowie, a na solo wychodziliśmy jedynie przed świtem, żeby złapać ciekawe światło. Ujmując precyzyjniej, udało nam się to tylko raz – znacznie lepiej radziliśmy sobie z grillowaniem i zbieraniem kurek (pieprzników jadalnych) w lesie.
Na zdjęciu jezioro Jaroszewskie w Sierakowie.