Zrobiło się zimno, więc pokażę kilka zdjęć z miejsca, gdzie… też było zimno (tylko nie aż tak). Boliwijskie Altiplano jest z grubsza wyniesione na 3500–6000 m n.p.m., więc relatywna bliskość równika nic tu nie daje. W nagrzanym przez szyby samochodzie siedzi się w krótkim rękawie, a po wyjściu trzeba nakładać polar i kurtkę przeciwwiatrową.
Południowo-zachodnie obrzeża Boliwii to miejsce jak z innej planety. Dla niektórych tutejsze krajobrazy stanowią główną motywację do odwiedzenia Ameryki Południowej. Szczególnie dotyczy to fotografów krajobrazu – bywali w tych stronach choćby Noton i Wolfe. Zajrzałem też i ja (nie porównując). To była standardowa wycieczka samochodem terenowym, ale udało mi się na tyle wpłynąć na jej program (czyli na kierowcę i pozostałych uczestników), że chociaż w kilku ciekawych miejscach byliśmy o „zdjęciowej” porze.
Poniżej parę fotek. Na początek Laguna Colorada (4278 m n.p.m.), o niesamowitym kolorze wody (te białe to minerały). To właśnie tu Noton spędził upojne chwile fotografując flamingi. Teraz akurat ich nie było…
… bo przeniosły się nad sąsiednie, już bardziej standardowe w kolorze jeziorko. Są dość płochliwe, a dobry patent na fotografowanie to podjechanie samochodem. Widocznie żaden samochód ich jeszcze nie upolował, bo się nie boją.
Jest tu też fauna udomowiona. Lamy i alpaki żyją w zagrodach przy nielicznych gospodarstwach, a w dzień chodzą sobie luzem po dużym obszarze. Na noc i tak wracają – choćby z braku atrakcyjniejszej alternatywy.
Zimno plus słońce plus wiatry równa się erozja. Jeden z najciekawszych przykładów to skała ochrzczona mianem Arbol de Piedra (Skalne Drzewo; 4412 m n.p.m.).
Pod wieczór docieramy do pierwszego solniska, Salar de Chiguana, blisko granicy z Chile. Chmury otulają graniczny wulkan Ollagüe (5869 m n.p.m.).
Następnego dnia odwiedzamy słynny Salar de Uyuni (3653 m n.p.m.) – największe wyschnięte słone jezioro na świecie.
Stanowi pozostałość po śródkontynentalnym morzu, a najbardziej znane miejsce to wyspa Incahuasi z lasem kaktusów na tle białej nieskończoności.
Odwiedzający Salar wpadają w dziwny nastrój – połączenie euforii i głupawki. W takim stanie znalazł się zaprzyjaźniony Kanadyjczyk: do tego stopnia, że towarzyszka podróży wolała omijać go szerokim łukiem…
Południowe Altiplano to wymarzony cel fotowyprawy dla bezkompromisowych twardzieli. Może kiedyś tam pojedziemy?
28 odpowiedzi na “Podniebne pustkowia”
Zdjęcia ładne. I jakie kororowe 😉
Przyjąłem to za dobrą monetę 😉
I słusznie 😉
🙂
No tak, zeszło na “kupę” i nikt głośno nie zauważył, że piękne zdjęcia zaprezentowałeś.
I ta odpowiedź zostaje nagrodzona napisaniem, że została nagrodzona 🙂
Kupy nic nie ruszy 😉
Cokolwiek by to miało znaczyć 😉
no ludzi w kupie…:)
“Bo jak nie my, to kto?” Nawet Copacabanę przejdziemy:)
Piotr będzie naszą ariergardą. Ma dużo statywów.
Puszczę Poznaniaka przodem – z niego nie wycisną żadnych pieniędzy.
I to jest prawidłowa odpowiedź 🙂
A dlaczego trzeba być bezkompromisowym twardzielem, żeby tam pojechać?
Trzeba być odpornym na duże zmiany temperatur. Od –10 do +30. I śpi się w pokojach większych niż dwuosobowe. Czyli coś dla twardzieli 😉
Boliwia? Cudownie, gorzej z byciem bezkompromisowym twardzielem, cokolwiek to znaczy.
To ktoś kto spał u górali w Uszguli i łapał zachód słońca nad Vordere Gosausee:-)
Eee, najbardziej hardkorowe w Uszguli były ziemniaki na śniadanie. 🙂
U nas nie było 🙁
Prędzej Boliwia niż Brazylia i lepiej Altiplano niż Copacabana, ale jeszcze pogadamy o tym 2015. 🙂
Do Boliwii leciałem przez Brazylię:-P
Byle bez Copacabany. Chyba że najmujemy lokalny SWAT. I płacimy im tyle, żeby nas nie obrobili.
Lokalny SWAT tym bardziej Was może obrobić 😉
Dlatego musimy mieć budżet na opłaty wyższy niż wartość zabieranego sprzętu.
Proponuje na 2015 rok 🙂 I mogę tam nawet pozować do tej głupawki za drobną opłatą ;D
(czyt. stanę na głowie żeby pojechać do Boliwii)
Ja jestem za. Zobaczymy czy umiesz 😉
Boliwia..? To tak w celu oderwania przed pakowaniem do Etiopii, co? Udanych fotołowów i więcej zdjęć tych Pięknych i Przystojnych;) A jak będziesz organizował ta Boliwię to kilku z napadami euforii i głupawki się znajdzie:)
Do Etiopii nie jedziemy bo za gorąco. Wolimy nasze swojskie gołoledzie 😉