Fotowyprawa w Dolomity i do Wenecji za nami. Pogoda była w kratkę, ale atmosfera jak zwykle super. Bawiliśmy się świetnie, do tego stopnia, że niektórzy przesypiali po… godzinie na dobę. Trudno inaczej, skoro w czerwcu zachód słońca jest ok. 21.00, wschód w okolicach piątej rano, a w międzyczasie trzeba się jeszcze trochę pointegrować… Zresztą pogoda w kratkę nie jest taka zła, bo na krawędzi kratki powstają najciekawsze zdjęcia.
Tradycyjnie zaczęliśmy od przejazdu do Mikulova ma granicy czesko-austriackiej i tradycyjnie na tutejszej górce mieliśmy rewelacyjny zachód słońca. Ponieważ już kilka zachodów tu umieszczałem, tym razem zdjęcie zrobione godzinę wcześniej:
Wiosny w Dolomitach zwykle są słoneczne. No chyba, że się trafi na deszczowe okienko. Pierwszy wschód słońca, kawałek nad naszym hotelem, był całkiem niezły…
… choć nie wszystkie góry nam się pokazały. Była za to okazja poćwiczyć sygnały dla śmigłowców ratunkowych, gdyby nagle się pojawiły. Ten poniżej oznacza: „nie potrzebujemy pomocy” (i mamy dobry humor):
Światło w Dolomitach kazało długo na siebie czekać, ale pojawiło się w najlepszym miejscu widokowym, na przełęczy Giau. Najpierw były nieśmiałe przebłyski:
A potem już pełna lufa, z dramatycznymi chmurkami:
Prawdę mówiąc, po kilku mglistych dniach łaknęliśmy więcej słońca. Trzeba było przenieść się do Wenecji. Świt przy Placu św. Marka zawsze jest magicznym przeżyciem. Nawet w sezonie jest tu wtedy pusto, jeśli nie liczyć porannych porządkowych…
… i sporadycznych przechodniów:
Moim ulubieńcem o tej porze dnia jest kościół Santa Maria Della Salute, który potrafi niesamowicie zmieniać kolory w zależności od światła. Gdyby wszystkie kościoły tak wyglądały, może bym zaczął uczęszczać 😉
W środku dnia mieliśmy sesję na wysepce Burano, z kolorowymi domkami niczym z bajki albo tematycznego parku rozrywki:
A potem znowu wróciliśmy do starej Wenecji. Tutejsze zaułki można fotografować w nieskończoność:
Obowiązkowym punktem programu są też gondole i gondolierzy:
O zachodzie słońca pojawiła się chińska para młoda. Kolorem szczęścia jest dla Chińczyków czerwony i takie też suknie nakładają panny młode. Dla mnie rewelacja:
No i jeszcze raz ulubiony temat, czyli gondole i Santa Maria Della Salute:
Za rok robimy przerwę z Dolomitami i Wenecją (zgodnie z zasadą trójpolówki), ale kto wie, czy nie pojawimy się tu znowu w 2017 r. Gondole i kanały będą na swoim miejscu, a Dolomity może wreszcie pokażą się z najlepszej strony…
2 odpowiedzi na “Z deszczu w słońce”
Czerwona suknia ślubna faktycznie sprawdziła się rewelacyjnie na tym zdjęciu. Biała byłaby za nudna 🙂
🙂